czwartek, 17 sierpnia 2017

Pudełko

PUDEŁKO


Punktualnie o ósmej rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Może i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była sobota, a ja mieszkam na ósmym piętrze. W bloku bez windy, w centrum miasta. Zignorowałam go. „Kimkolwiek jesteś, idź sobie” – pomyślałam przekręcając się na drugi bok i zakrywając głowę kołdrą. W myśl dziecięcej zasady – skoro mnie nie widać to mnie nie ma. Niestety, osobnik za drzwiami wydawał się tego nie rozumieć. Zadzwonił drugi raz. Może dobrym pomysłem byłby demontaż tego ustrojstwa? Jakby w odpowiedzi na moje pytanie za trzecim razem zamiast dzwonka rozległo się łomotanie w drzwi. No! Teraz to już naprawdę dosyć!- zerwałam się z łóżka gotowa powiedzieć kilka słów, których nie znajdziecie w żadnym słowniku języka polskiego (ani obcego). Niestety, moja gorycz nie miała dzisiaj znaleźć ujścia. Za drzwiami nikogo już nie było. Za to na progu leżało brązowe pudełko przewiązane białą kokardą w czerwone grochy.
-Witaj muchomorze – mruknęłam spoglądając na nie nieufnie. Może ten dobór kolorów wcale nie był przypadkowy? Może ktoś próbuje wysadzić nas w powietrze i w środku jest bomba? Rozglądam się po korytarzu, ale panuje niczym niezmącona weeendowa cisza. Zostawić je tu? Zabrać do środka? Może od razu wrzucić do zsypu? Żadna z tych opcji nie wydaje się dość dobra. Gdyby był inny dzień i inna pora pewnie zastukałabym do drzwi któregoś z sąsiadów z prośbą o poradę, a tak…. No nic, jednak wezmę je do środka. Poczekamy, zobaczymy.

**
Pudło stoi na stole w kuchni od trzech godzin. Nadal nie wiem co jest w środku. Ale trzeba przyznać, ze prezentuje się nieźle. Krążę wokół niego jak sęp nad padliną. W efekcie, nadal jestem w piżamie, a wszystkie plany jakie na dziś miałam zostały odłożone na bok. Teraz już chyba mogę postawić na nogi innych mieszkańców piętra?
Dzwonię (tym nieszczęsnym dzwonkiem, który to wszystko zaczął ) do sąsiedniego mieszkania. Jego właścicielką jest niewiele ode mnie starsza dziewczyna, absolwentka ASP, „artystka”. Przynajmniej sama tak o sobie mówi. Większość starszych mieszkańców określa ja nieco innym mianem, ale jak dotąd nie wzięła sobie tego do serca. Ale kto może mi pomóc rozwikłać zagadkę opakowania lepiej niż domniemany  znawca sztuki współczesnej?
-Co to jest twoim zdaniem? – pytam bez żadnego przywitania się.
- Pudło – ziewa rozdzierająco, a potem wciąga opary unoszące się znad kubka z kawą.
- Odkrywcze. Co to robiło na moim progu. Jestem w stanie uwierzyć że to twoja robota.
- Następna. – mruczy pod nosem
- Co?
- Słonko, nie jesteś dzisiaj pierwszą osobą, która dzwoni do mnie z pretensjami, ze śmiecę w bloku. – śmieje się szyderczo – Żaden z ciebie oryginał. Wejdź, posiedzimy sobie, pogadamy…. – otwiera drzwi szerzej i moim oczom ukazuje się zgromadzenie kilkunastu osób siedzących na różnych krzesłach, z różnymi kubkami w dłoniach, a centrum tego obrazka stanowi identyczne jak moje pudełko. Wszyscy się w nie wpatrują. Zupełnie jakby było magiczne.
- Ale…nie rozumiem. To nie jest twoja robota? – pytam skonsternowana
- Zwariowałaś? Wchodź do środka, bo przeciąg.
Wchodzę nadal trzymając swojego „podrzutka” pod pachą. Oczy wszystkich na sekundę przenoszą się na mnie, ale zaraz powracają do centralnego punktu przedstawienia. Nikt nic mówi, cisza jak makiem zasiał. Czując się trochę niezręcznie, sięgam po leżącą gdzieś z boku poduszkę (krzesła najwyraźniej się już skończyły) i siadam na podłodze.
- Czy…. ? – otwieram usta, żeby coś powiedzieć
- CICHO!!! – uderza we mnie cały chór głosów, wiec milknę posłusznie. Wytrzymuję pięć minut. Zaczynam bawić się kokardą. Wstaję i idę po szklankę wody. Wychodzę do toalety. Drętwieje mi noga, więc robię trzy kroki zanim zebrani znowu rzucają mi mordercze spojrzenia. Liczę wszystkie książki w pokoju. Minęło pół godziny. Nikt nie zmienił pozycji, nikt nie oderwał wzroku od pudełka. Niektórzy chyba nawet nie oddychają. I wątpię czy w obecnym stanie ktokolwiek poza mną zauważyłby gdyby nagle ktoś zasłabł, albo że na dworze rozpętała się burza z piorunami. Co ja tu właściwie robię?
- Chodź – z zamyślenia wyrywa mnie jakiś głos. Kolega z piętra niżej wyciąga do mnie rękę i pomaga dźwignąć się z podłogi. Idziemy razem do kuchni.
- Jak długo już tak siedzimy? – pytam. Czas przepływa mi przez palce jak na jednym z tych obrazów, które ukochała sobie moja siostra.
- Nie mam pojęcia, ale wiem, ze dłużej już nie wytrzymam. Czuję się jak…. No, niezbyt inteligentnie jak tak wpatruje się jak…. No, zwierzę w to… to coś.
- Nie gadaj. Szczerze mówiąc przyszłam tutaj bo myślałam, ze razem obgadamy co z tym, tym czymś zrobić. A tutaj nie ma nawet możliwości odezwania się słowem. Wszyscy nagle jakby ogłupieli.
- A może po prostu zobaczymy co jest w środku, co?
- Czy to nie jest trochę za proste? I w sumie czemu nie zrobiłam tego od razu? Bomba? Dajcie spokój.
- Też myślałaś ze to bomba?
- Tak, też się naoglądałam za dużej ilości seriali i moja wyobraźnia sięgnęła szczytu. Albo dna, zależy jak na to spojrzeć.
- Otwieramy?
Kiwam głową. Mam już dość. Nie pozwolę się ogłupiać. Ciągnę za kokardę z jednej strony, a kolega z drugiej.
BUM!!!!
Żartowałam. Nie dzieje się nic. A wiecie dlaczego? Bo dokładnie to znajduje się w pudełku. Piękne opakowanie ukrywa w swoim wnętrzu wyłącznie powietrze.
Nie wiem jak się teraz czuję. Ulga? Radość? Złość? Wszystkiego po trochu.
- Trzeba im powiedzieć. Wszyscy tylko marnujemy tu czas. I po co? Dla czego? Żeby sobie popatrzeć na atrapę? – ruszam w stronę dużego pokoju.
- Nie! Stój, poczekaj! Nie sądzę żeby to był dobry pomysł….!
- Słuchajcie wszyscy – zaczynam, ignorując i gniewne spojrzenia i słowa kolegi – w tym pudle nic nie ma! Sprawdziliśmy to! Lepiej wróćmy do domu, do rodzin, do przyjaciół, cieszmy się dniem…..
- Zamknij się! – krzyczy na mnie staruszka z pierwszego piętra z zaskakującą żywotnością – czy ktoś cię pytał o zdanie ty głupia dziewczyno? Jestem pewna że w środku jest coś pięknego!
- Dokładnie! Jak choćby zestaw biżuterii! – dołącza się zestresowana mężatka, która jest prześladowana przez męża i wykończona opieką nad trójką małych dzieci, o czym wybitnie świadczą cienie pod jej oczami.
- Albo zestaw stereo! – krzyczy meloman z mieszkania numer 10
- Albo tort! Ciasto! Cukierki! Czekolada! – trójka dzieci podskakuje z radości i już, już wyciąga małe, pulchne łapki od opakowania, ale zaraz dostają po nich od matki. „Ręce przy sobie” – mówi jej groźny wzrok.
- Tak! – staruszka, która rozpoczęła tę dyskusję kiwa głową – Oto, proszę państwa, mamy przed sobą osobę, która jest przykładem herezji. Nie wolno nam jej słuchać! – w jej oczach pojawiają się iskierki. Oj, niedobrze! – Nie wolno nam jej słuchać!
- Nie wolno! – nagle cały tłum ludzi zrywa się z krzeseł i rusza w moją stronę.
- Uciekaj! – krzyczy kolega i wyciąga mnie z mieszkania w ostatnim momencie. Za drzwiami słychać już tylko krzyki i łomot.
- Co się właśnie stało? – szepczę przestraszona
- Widzisz, wcale nie chodziło o to, co jest w środku. To nie ma najmniejszego znaczenia. Każdy z nich widział w nim dokładnie to, co chciał zobaczyć. Liczyło się piękne opakowanie – dzięki temu mieli pożywkę dla wyobraźni. Nikomu nie zależało żeby sprawdzić co jest w środku. Nie chcieli tego wiedzieć. Wystarczyło im to, co jest na powierzchni.
- To twoja sprawka – otwieram szeroko oczy.
- Oczywiście- wzrusza ramionami. – Jestem chaosem. Moje zadanie polega na tym, żeby ogłupiać, omamiać.
- Ale…. Nie rozumiem dlaczego mnie w takim razie stamtąd wyciągnąłeś.
- Jesteś inna. Widzisz więcej, to co pod powierzchnią. Jesteś skłonna do refleksji. Ciebie nie  trzeba ogłupiać, bo z tymi cechami charakteru i tak w dzisiejszym świecie długo nie pociągniesz.
- Mam inne zdanie na ten temat.
- życzę ci w takim razie powodzenia. I udanej soboty. A zapowiada się ciekawie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, co dzieje się w środku tamtego mieszkania- śmieje się złośliwie i schodzi schodami.
Kiedy przytomnieję na tyle, żeby za nim spojrzeć nie ma go już w zasięgu wzroku. Zniknął.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...