wtorek, 24 stycznia 2017

Wszechświaty

Wsześchświaty

czyli czy jest coś więcej niż to co widzimy?


Króciutka książeczka. Przeczytana w dwa popołudnia dla odprężenia pomiędzy sesyjnymi tomiszczami.
Nie powiem, miałam małe wątpliwości co do tego czy kwalifikuje się wiekowo, ale to mi jakoś nie przeszkodziło.
Zachęcający był już sam opis, bo od zawsze interesowały mnie teorie, które opierają się na założeniu wielu linii czasowych, alternatywnych wersji wydarzeń. Lubię (czasem ku własnej zgubie) rozważania opierające się o założenie: "A co gdyby".
Poza tym, bardzo przypomina mi to historię DC-owego Flasha, którego uwielbiam :D

Do rzeczy.
Jenny i Alex. Dwójka <nie>pozornych nastolatków, którzy z punktu widzenia niektórych mają pewne "zaburzenia psychiczne", bo rzekomo kontaktują się z kimś kto nie istnieje. Rodzice tego drugiego posuwają się nawet do tego, że chcąc wyrwać go z wyimaginowanego świata w którym żyje fundują mu terapię elektrowstrząsami. Ponadto, Alex ma pewne zdolności telepatyczne 

Każdy chyba kiedyś miał wymyślonego przyjaciela - z jedną tylko różnicą, która pojawia się w tym wypadku - bohaterowie postanawiają się odnaleźć. Wbrew wszystkiemu i wszystkim, a zwłaszcza odległości pomiędzy Włochami, a Australią i ograniczeniami finansowymi ( w końcu mowa tutaj o dwójce 16 latków). Podziwiam determinację. Sama jakoś takiej w sobie nie mam, ale może gdyby znalazła się właściwa osoba, dla której warto byłoby wszystko rzucić.... 
W każdym razie wątek miłosny jakoś mnie nie przekonał. Rozumiem, że jak się z kimś porozumiewamy i znamy ileś lat <nawet tylko mentalnie> to można się zakochać, ale tutaj jakoś za szybko to poszło. I może było trochę zbyt oczywiste. Lepiej byłoby umieścić ten wątek dopiero w kolejnej części. Za zbyt naciągane uważam także aspekt tego światła, które pojawiało się kiedy Alex i Jenny byli ze sobą blisko.

Co do plusów to należy do nich wartka akcja oraz dobrze budowane napięcie. W scenie, w której Marco "rozmawia" z Beckettem niemalże miałam ciarki na plecach. Myślę, ze nie wynikało to tylko z tego, że było późno, a ja byłam sama w domu.
Podobały mi się tez opisy ukazujące jak mogłyby wyglądać Włochy, gdyby inaczej zakończyły się losy drugiej wojny światowej. W ten sposób jasno można sobie odpowiedzieć na pytanie czy nasze życie rzeczywiście jest takie złe jak może się to czasem wydawać. Co do tej asteroidy - scenariusz końca świata wykorzystany już w filmach, sztuce, literaturze, teatrze - niemal wszędzie. Nic nowego, ale szalę przechyla na korzyść to, że Patrigniani wskazał na proces spalania i niszczenia ludzkiego ciała pod wpływem wydzielanej przez nią temperatury. Pobieżnie, ale jednak warto o tym wspomnieć.

właśnie tak wygląda molo Altona Beach Pier
w Australii gdzie po raz pierwszy mieli
się spotkać główni bohaterowi
Co więcej, zawsze doceniam fakt, że autor umieszcza akcję swojej historii w kraju z którego pochodzi. Ile w końcu można czytać opowieści, które dzieją się w Nowym Jorku, Chicago czy Los Angeles? Ostatnio nawet polscy autorzy coraz częściej przenoszą się do USA. Dlaczego? (w obecnej sytuacji politycznej wskazana jest raczej podróż  w przeciwną stronę).
Przecież na świecie istnieje tyle państw. Literatura jest doskonałą okazją, aby ukazać ich piękno i zachęcić do odwiedzin.

Książka oczywiście jest dedykowana młodzieży, ale odnoszę wrażenie, ze starsi też mogą w niej odnaleźć coś dla siebie. Pokazuje, że niezależnie od tego czy uważamy się za wyjątkowych czy nieistotnych nasze zachowania zawsze maja wpływ na otaczającą nas rzeczywistość i życie innych                                                                     ludzi.

Z pewnością sięgnę po drugą część i szczerze mówiąc - mam nadzieję, że książka za jakiś czas zostanie zekranizowana.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

niedziela, 22 stycznia 2017

KOCHANICE KRÓLA

KOCHANICE KRÓLA 

czyli czym się kończy siostrzana rywalizacja.




Dość niespotykanie dla mnie zaczęłam czytać cykl Tudorowski Philippy Gregory od tomu drugiego. Fakt, że wynikło to z tego, ze książka po prostu sama wpadła mi w ręce, a przy tym nie wiedziałam że to kolejna część.
Mniejsza o to. 
Nie zmniejszyło to w żadnym wypadku przyjemności jaką sprawiła mi ta lektura.

Książka pomimo swoich 700 stron jest lekka (wagowo), dzięki czemu mogłam ją zabierać ze sobą w codzienną trasę uczelnia - dom i nie nadwyrężyć przy tym zbytnio kręgosłupa ;).

Jeśli ktoś twierdzi, że historia jest nudna to zdecydowanie rekomenduję tę pozycję. P.Gregory pisze bardzo lekko poruszając kwestie historyczne ze swobodą i gracją zupełnie jakby sama była jedną z dwórek Katarzyny Aragońskiej czy Anny Boleyn. 

Nie można jednak dać się zwieść pozorom. Mimo wszystko napisanie tej książki wymagało od autorki wiele mozolnej pracy i godzin spędzonych nad opasłymi tomiszczami historycznymi (których wykaz zamieszcza na końcu). Tym większe brawa, bo potrafiła przerobić te księgi na wspaniałą opowieść. Nie każdy tak potrafi (z  tego miejsca pozdrawiam mojego historyka z liceum :)

Za bardzo duży plus uznaję także opisy wspomnianej już dworskiej atmosfery. Intrygi, snowania, knucie, wyrachowanie. No cóż - prawdziwy dwór angielski jest bardziej pierwowzorem dla tego z gry o tron niż obrazem szczęścia i radości.

Autorka dobrze oddała także charakter głównych bohaterek. Nie ma co, kobiety w tamtych czasach zdecydowanie były silniejsze niż mężczyźni. I uważam, że nawet mimo ze Anna Boleyn skończyła jak skończyła - żaden spojler - bo chyba każdy wie, że ją zgilotynowali- ostatecznie to i tak ona została zapamiętana przez historię. Może nawet lepiej niż jej <zniewieściały> małżonek.

Jedyny minus mam do samego zakończenia. Być może wynikło to z tego, że byłam już nieco zmęczona ( w końcu druga czy trzecia w nocy), ale chyba poszło to zbyt szybko. Przez kilkanaście ostatnich stron Greogory buduje atmosferę napięcia po to, żeby w finale zakończyć ją przez dosłownie dwa zdania. Tutaj szala przeważa się trochę na korzyść filmu z Natalie Portman i Scarlett Johanson. Mimo wszystko, chyba liczyłam na coś więcej.

Jednakowoż.
Książka wciągająca - i nie mówię tylko jako humanistka. Moje panie, jeśli kiedykolwiek zastanawiałyście się czy wasze życie ma sens - zapraszam do czytania. Z pewnością żadna z was nie jest na tyle zależna od mężczyzn i związana ścisłymi regułami, które każą zawsze być posłuszną. 
No i z pewnością każda z was ma na tyle zdrowego rozsądku żeby nie skończyć w tak paskudny sposób. 
I taką refleksją zakończę dzisiejszy dzień (dziadka).

czwartek, 19 stycznia 2017

Najśmieszniejsze/najdziwniejsze tytuły książek.

Najśmieszniejsze/najdziwniejsze tytuły książek.

vol.1

Chyba każdy z czytelników lubi być na bieżąco z literatura. Zwłaszcza z nowościami swoich ulubionych wydawnictw. 
O ile oczywiście książki nie ocenia się po okładce (ani po tytule) to nie da sie jednak zaprzeczyć, ze mają one znaczący wpływ na to czy sięgniemy po daną pozycję czy tez nie.
W dzisiejszym poście chciałam napisać kilka słów o książkach, których tytuły są tak nieoczywiste, ze być może warto po nie sięgnąć <lub zostawić na półce>.

1. Siedem spódnic Alicji


Gdybym napisała książkę to niezależnie od wszystkiego chyba nie nadałabym jej takiego tytułu. Nasuwa mi tylko i wyłącznie skojarzenie z filmem "27 sukienek", który znudził mnie po jakiś 20 minutach (choć dzielnie obejrzałam do końca). Biorąc pod uwagę opis podany przez wydawnictwo jakoś nie potrafię tez sobie wyobrazić jaki jest związek między tytułem a treścią. chociaż mimo wszystko zapowiada się obiecująco. Być może w najbliższym czasie po nią sięgnę. 

2. Latarnia umarłych


Ok. 
Nie lubię kryminałów.
Mogę nie być obiektywna. Ba! Z pewnością nie jestem obiektywna.
Ale w pierwszej chwili, w której trafiłam na tę pozycję miałam skojarzenie z pewną konkretną sceną z szóstej części Harrego Pottera i inferiusami.
Nie wiem czy autorowi zabrakło wyobraźni czy był to zabieg celowy, ale raczej po nią nie sięgnę. Sorry.


3. Takie tam.

Litości.
Czy już każdy w tym kraju musi napisać własną książkę?
Pomijając fakt, ze nie mam pojęcia kim jest autor to tutaj na pewno zabrakło wyobraźni.
Wybaczcie, ale jeśli ktoś nazywa swoje "dzieło" - takie tam to w gruncie rzeczy co ciekawego może być w środku.
Odnoszę wrażenie, ze to właśnie jest pozycja na zasadzie - przejrzeć - odłożyć.
Chociaż co młodsi pewnie będą zajarani.



                                  4. Księgarenka przy ulicy Wiśniowej.

Słodko, wiotko. Sielsko, anielsko.
Miałam okazję zapoznać się z twórczością Fabisińskiej, wiec wiem że bardzo ceni sobie takie cukierkowe klimaty. Może aż do przesady.
Właściwie tytuł brzmiałby o niebo lepiej, gdyby użyć w nim po prostu słowa "księgarnia" skoro już mamy te ulicę wiśniową w bonusie.
W przeciwnym razie zupełnie niepotrzebnie dochodzi do pewnego karykaturalnego efektu. Zbyt słodko!






                                                       5. P.S. I like you.

Do bólu przypomina mi o tytule książki C.Anhern - P.S I love you. I nie wiem czemu, ale podświadomie czuję, że to jest niemalże to samo, tylko w wersji dla młodszych.








                                                       6. Dotyk Crossa

Hm. Tytuł oryginalny to "bared to you.
Przetłumaczony na polski w taki a nie inny sposób z pewnością jest przejawem kreatywności tłumacza. Jednakże. Z moją żyłką angielską - cross, kojarzy mi się tylko z krzyżem. No wiec zestawmy to sobie: "Dotyk Krzyża"
ugh.
nic dodać nic ująć.






                                        7. Z pamiętnika zajętej wróżki.

Czary - mary.
Przewiduję, że w nocy będzie ciemno.
Przewiduję też, że książka nie należy do rodzaju literatury wybitnej. I dokładnie to sugeruje nam tytuł. To ma być opowieść na rozerwanie się, relaks i pośmianie. Nasuwa mi skojarzenie, z "Macochą" Sochy. A ta historia była fajna. Chociaż miała ciekawszą okładkę.



Z oczywistych względów pomijam w zestawieniu książki wszelkiej maści celebrytów ( dajmy na to Sexy mama). Myślę że w tym zakresie nie jest potrzebny żaden dodatkowy komentarz. Kiedy na półce w księgarni widzę pozycję, w której udzielane są super rady i triki super zaj****** ludzi, o których posiadłam wiedzę gdzieś w okolicach przedszkola, względnie pierwszych latach podstawówki to zastanawiam się co jest nie tak z tym światem.

Oczywiście, jak mówiłam wyżej - nie ocenia się książki po okładce i w wielu (nie we wszystkich) przypadkach treść nadrabia wszystko. Może autor ma po prostu dość po całych dniach pisania i tak bardzo chce wydać pozycję, ze nie męczy się szczególnie nad tytułem?
Polecam wziąć przykład z Kochanowskiego, którzy rzekomo nadawał swoim dziełom tytuł dopiero na samym końcu

:)

wtorek, 17 stycznia 2017

Reader's life

po prostu to tutaj zostawię i wracam do "kochanic króla"
Wkrótce nowa recenzja!

art. by: http://artbymoga.tumblr.com/

sobota, 14 stycznia 2017

Regulamin Tłoczni Win J. Irving

 Regulamin Tłoczni Win J. Irving

czyli o tym czy jabłka zawsze mają słodki smak.

Image result for regulamin tłoczni win

Idealna książka dla łakomczuchów.

Nie pierwsza książka Irvinga, z którą miałam styczność, bo zupełnie przypadkiem postanowiłam odwrócić reguły chronologii. Jako początek przygody z tym pisarzem wybrałam sobie "Aleję Tajemnic" - która mnie nie powaliła. Szerze mówiac bałam się, ze inne jego książki trochę mnie znudzą. Całe szczęscie, ze nie do końca tak się stało.

Zdecydowanie lubię jabłka. To chyba mój ulubiony owoc i moze to mnie przyciągnęło.
Nie powiem jak dobrze się je chrupało w trakcie czytania :D 
Ale do rzeczy.
Akcja zaczyna się w sierocińcu/szpitalu St. Cloud's, poruszając tematy aborcji i niechcianych dzieci. Wydawać by się mogło, ze ten temat już się przeżarł. Irving nie robi jednak z niego centrum. Po kilkudziesięciu stronach akcja przenosi się do tytułowej tłoczni. 
Plusem ksiązki jest z pewnością ukazanie dwóch przenikających się światków, w których obraca się główny bohater - Homer. 

Jako że książkę czytałam w styczniu to wszelkie opisy sielankowych krajobrazów i ciepłych letnich nocy sprawiły że zatęskniłam za słońcem na które przyjdzie nam jeszcze poczekać. Za to jednocześnie nie cierpię i kocham autora. 
Tytuł może wywoływać pewne skojarzenia z antyutopią. Szczerze mówiąc, kiedy sięgałam po tę powieść myślałam sobie o tytułowej tłoczni jak o zupełnie odrębnej od reszty przestrzeni galaktyce. Dużo się nie pomyliłam. Autor kreuje to miejsce jako oddzielone od reszty świata, a już na pewno odrębne od sierocińca w którym akcja się rozpoczęła. 
Tyle wydaje się z początku. W miarę czytania okazuje się jednak, ze pomiędzy tymi dwoma światami jest znacznie więcej powiązań. 

Za niewielki minus poczytuję objętość. O ile przepadam za smakowitymi tomiszczami to mam wrażenie, ze to co Irving opisał na ponad 600 stronach na końcu zrobiło się trochę rozwlekłe. Kiedy autor opisuje życie paru pokoleń zawsze pojawia się ryzyko że nie będzie wiedział w którym momencie należy zakończyć i z tego powodu moim zdaniem niektóre fragmenty książki po prostu nie były potrzebne.
Generalnie, tematyka nie jest prosta. Chociaż wszystkie poruszane wątki są powszechne - miłość, samotność, wojna..... to ich połączenie niekiedy powoduje pewien zamęt i zbytnie nawarstwienie. W związku z tym do książki trzeba podejść z należytą uwagą, bo w tym tłoku można przegapić to co istotne. 

Morał płynący z RTD właściwie podaje nam sam autor - lepiej być uzytecznym niż szczęśliwym. Kontrowersyjne podejście, choć w wielu wypadkach boleśnie prawdziwe. Jak często robimy to czego się od nas wymaga lub oczekuje mimo iż stoi to w sprzeczności z naszymi przekonaniami, sumieniem, poglądami?
 Główny bohater mimo iż próbuje podejmować własne i świadome decyzje ostatecznie jednak zostaje zweryfikowany przez otaczającą go rzeczywistość. Jak już wspomniałam - akcja zatacza krąg i kończy się w sierocińcu. Homer wraca do korzeni, ale nie jest już sobą. Zmienił się. Czy dorósł? Z przymusu musiał wejść w role kogoś innego, kogoś kim nie do końca chciał być. Jeśli więc dorosłość polega na tym, ze umiemy się dostosować kosztem utraty własnego ja - to tak, Homer dorósł.

Pamiętać jednak należy, ze niezależnie od starań  - ostatecznie sierota zawsze pozostaje tylko sierotą.  

Krakowski salon poezji

Krakowski salon poezji – Jerzy Trela.

Od jakiegoś czasu mam okazję ( i niewątpliwą przyjemność) brać udział w spotkaniach organizowanych w ramach Krakowskiego Salonu Poezji Anny Dymnej w Teatrze Muzycznym. Najnowszym wydarzeniem w ramach tego cyklu było czytanie fragmentów Pana Tadeusza (m.in. grzybobrania i koncertu Jankiela) przez jednego z najwybitniejszych polskich aktorów – Jerzego Trelę.  Instrumentem towarzyszącym były cymbały węgierskie.

Przyznam szczerze, ze styczniowe spotkanie było najlepszym z dotychczasowych (pobiło nawet Olbrychskiego). Głos pana Jerzego, dykcja oraz tempo czytania doskonale oddały klimat epopei. Było to 90 minut w trakcie których całkowicie się odprężyłam (idealna odskocznia przed sesją)

Mimo iż w trakcie zdarzały się przejęzyczenia językowe to odnoszę wrażenie, ze na widowni nikt nie zwrócił na to uwagi. Te nieznaczne uchybienia doskonale wpisały się bowiem w całość kompozycji, jeśli wziąć pod uwagę, ze interpretowane fragmenty były bardzo dynamiczne (zwłaszcza fragment spowiedzi Jacka Soplicy) , a wszystkie wyżej wspomniane aspekty nadrobiły te nic nie znaczące potknięcia. 

Wydaje mi się, że wybór akurat tego artysty do czytania tego wybitnego polskiego dzieła nie był przypadkowy. Powieść "ku pokrzepieniu ducha" w jego interpretacji z pewnością zadziałała motywująco i trochę poprawiła humor w ponury styczniowy dzień.

Bardzo cieszy mnie fakt, że na widowni oprócz osób w słusznym wieku było też bardzo dużo młodzieży. I mam nadzieję, że nie było to wywołane tylko faktem, ze zbliża się matura i wypadałoby coś wiedzieć o Mickiewiczu i jego dziele. Sama należę do kategorii wiekowej młodszych dorosłych (20+) i przyznaję, ze te spotkania są kształtujące. 

Jedyne zastrzeżenie miałam co do wyboru instrumentu, ale to już czysto subiektywne odczucie. Po prostu nie odpowiada mi ten rodzaj muzyki. Miałam wrażenie, że dźwięki były poodrywane od siebie, a same melodie na krótko, ale jednak wywoływały we mnie pewien niepokój. Chociaż może był to cel zamierzony. Nie da się jednak odmówić wirtuozerii grającej artystce.  
Jeśli ktokolwiek z was, czytających jest poznaniakiem to ze swojej strony szczerze polecam wszelkie spotkania organizowane w ramach tego cyklu. W marcu – Anna Seniuk.



wtorek, 10 stycznia 2017

16 oznak uzależnienia od czytania.

16 oznak uzależnienia od czytania.


1.      Wąchasz każdą nowo kupioną (albo i nie kupioną) książkę zanim zaczniesz ją czytać ( starasz się żeby nikt nie przyłapał cię na tym w księgarni)
nerd girl problems:



2.      Są książki które najchętniej czytałbyś nieustannie gdyby nie wyrzuty, że jest tyle innych, a czasu tak mało….
Z drugiej strony: sen jest dla słabych
10. What’s a little eye strain if it means getting to read your favorite book?:



3.      Po cichu (albo i nie) marzysz aby istnienie cmentarza zapomnianych książek było prawdą.

so little time...:


4.      Twoje hobby ma wiele wspólnego z kocem, ciepłymi skarpetami i swetrem oraz kawą.
A soft throw, lovely pillow, sun, book, and tea; Autumn comfort from: Warren Grove Garden

5.      W ramach rozrywki robisz listy książek do przeczytania
30 Must-Read Books for 2017 - Check out this HUGE list of amazing books to read this year!:
6.      Jeśli ktoś dostaje w prezencie książkę zawsze wie, kto był darczyńcą – co ma swoje plusy i minusy.
Blind Date with a Book #booklovers:



7.      Książki kucharskie najprawdopodobniej nigdy nie były przez ciebie użyte w celu do którego de facto służą.
Ale nie mogłeś ich zostawić samych na półce w sklepie.
Starkid   "…cause you’re here with me." a starkid mix of songs from all the musicals (except twisted)  goin back to hogwarts i wanna be holy musical b@man even though i was  boy toy senior year guys like potter status quo granger danger (azkatraz) harry super friends not alone days of summer [listen]:




8.      Lista/ sterta/ książek w twoim pokoju rośnie wprost proporcjonalnie do wyrzutów sumienia z powodu braku czasu na ich czytanie.
25.+autumn+inspiration+deux+habituallychic.jpg 466×700 pixels:
  
9.      Odwiedzasz większość popularnych, hipsterskich barów nie dla wymyślnej kawy czy jedzenia, ale dla dostępnej tam prasy.
Coffee and The New York Times. I love my subscription to the Times, it&#39;s like having civilization delivered to my doorstep every morning. It&#39;s a great part of our morning basket. My children have learned so much from reading a morning newspaper.


10.  Gdy wybierasz się do biblioteki pracownicy pytają czy prosisz o dostawę do domu.
Book Truck #bookmobile - to be seen in Tokyo and Yokohama #books    I would love to do this in Maine!:

11.  Uważasz, że w twoim mieście jest jednocześnie za mało i za dużo bibliotek i księgarni.


i like to use this word as often as possible.:









12.  Doskonale dogadałbyś się z Anią z Zielonego Wzgórza, ale nie masz pojęcia kto jest obecnie prezesem Trybunału Konstytucyjnego.


My face every time my Duetsch teacher tries to explain something or asks me to give the answer...


13.  Kupujesz innym w prezencie książki, które sam chcesz przeczytać, a potem je pożyczasz ( albo wymuszasz to prośbą, groźbą lub płaczem)
puss in boots eyes please - Google Search:

14.  Znajomi, którzy się odwiedzają często nie mogą znaleźć się wśród stosu literatury.
Beauty sleep!

15.  Uwielbiasz zdjęcia bibliotek i chętnie zmieniłbyś swój dom na ową.
Drzwi pokryte cytatami – why not?

Children practice spelling each others names.  This same activity could be done with family and friends' names, spelling words, or sight words.:

























16.  Twój ulubiony rodzaj aktywności to gimnastyka szyi, kiedy próbujesz dostrzec co czytają ludzie w środkach komunikacji publicznej.

Way better than the inter-locking-arms toasting!:

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...