sobota, 14 stycznia 2017

Regulamin Tłoczni Win J. Irving

 Regulamin Tłoczni Win J. Irving

czyli o tym czy jabłka zawsze mają słodki smak.

Image result for regulamin tłoczni win

Idealna książka dla łakomczuchów.

Nie pierwsza książka Irvinga, z którą miałam styczność, bo zupełnie przypadkiem postanowiłam odwrócić reguły chronologii. Jako początek przygody z tym pisarzem wybrałam sobie "Aleję Tajemnic" - która mnie nie powaliła. Szerze mówiac bałam się, ze inne jego książki trochę mnie znudzą. Całe szczęscie, ze nie do końca tak się stało.

Zdecydowanie lubię jabłka. To chyba mój ulubiony owoc i moze to mnie przyciągnęło.
Nie powiem jak dobrze się je chrupało w trakcie czytania :D 
Ale do rzeczy.
Akcja zaczyna się w sierocińcu/szpitalu St. Cloud's, poruszając tematy aborcji i niechcianych dzieci. Wydawać by się mogło, ze ten temat już się przeżarł. Irving nie robi jednak z niego centrum. Po kilkudziesięciu stronach akcja przenosi się do tytułowej tłoczni. 
Plusem ksiązki jest z pewnością ukazanie dwóch przenikających się światków, w których obraca się główny bohater - Homer. 

Jako że książkę czytałam w styczniu to wszelkie opisy sielankowych krajobrazów i ciepłych letnich nocy sprawiły że zatęskniłam za słońcem na które przyjdzie nam jeszcze poczekać. Za to jednocześnie nie cierpię i kocham autora. 
Tytuł może wywoływać pewne skojarzenia z antyutopią. Szczerze mówiąc, kiedy sięgałam po tę powieść myślałam sobie o tytułowej tłoczni jak o zupełnie odrębnej od reszty przestrzeni galaktyce. Dużo się nie pomyliłam. Autor kreuje to miejsce jako oddzielone od reszty świata, a już na pewno odrębne od sierocińca w którym akcja się rozpoczęła. 
Tyle wydaje się z początku. W miarę czytania okazuje się jednak, ze pomiędzy tymi dwoma światami jest znacznie więcej powiązań. 

Za niewielki minus poczytuję objętość. O ile przepadam za smakowitymi tomiszczami to mam wrażenie, ze to co Irving opisał na ponad 600 stronach na końcu zrobiło się trochę rozwlekłe. Kiedy autor opisuje życie paru pokoleń zawsze pojawia się ryzyko że nie będzie wiedział w którym momencie należy zakończyć i z tego powodu moim zdaniem niektóre fragmenty książki po prostu nie były potrzebne.
Generalnie, tematyka nie jest prosta. Chociaż wszystkie poruszane wątki są powszechne - miłość, samotność, wojna..... to ich połączenie niekiedy powoduje pewien zamęt i zbytnie nawarstwienie. W związku z tym do książki trzeba podejść z należytą uwagą, bo w tym tłoku można przegapić to co istotne. 

Morał płynący z RTD właściwie podaje nam sam autor - lepiej być uzytecznym niż szczęśliwym. Kontrowersyjne podejście, choć w wielu wypadkach boleśnie prawdziwe. Jak często robimy to czego się od nas wymaga lub oczekuje mimo iż stoi to w sprzeczności z naszymi przekonaniami, sumieniem, poglądami?
 Główny bohater mimo iż próbuje podejmować własne i świadome decyzje ostatecznie jednak zostaje zweryfikowany przez otaczającą go rzeczywistość. Jak już wspomniałam - akcja zatacza krąg i kończy się w sierocińcu. Homer wraca do korzeni, ale nie jest już sobą. Zmienił się. Czy dorósł? Z przymusu musiał wejść w role kogoś innego, kogoś kim nie do końca chciał być. Jeśli więc dorosłość polega na tym, ze umiemy się dostosować kosztem utraty własnego ja - to tak, Homer dorósł.

Pamiętać jednak należy, ze niezależnie od starań  - ostatecznie sierota zawsze pozostaje tylko sierotą.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...