sobota, 14 kwietnia 2018

Kto wie, czy za rogiem nie stoją anioł z Bogiem......

Noworoczne anioły Hanna Urbankowska

czyli o tym, że przecież nie jesteśmy sami.


Od sięgnięcia po tę pozycję wcale nie odwiodło mnie to, że mamy już (!) kwiecień. Skoro powieść była na mojej liście "do przeczytania" to po prostu zamierzałam to zrobić. Nieważne kiedy. I ten plan okazał się strzałem w dziesiątkę. Po pierwsze dlatego, ze akcja powieści i tak rozciąga się na cały rok kalendarzowy, a po drugie dlatego, ze jest po prostu FENOMENALNA.

Skrupulatna Zuza, romantyczna Matylda i szalona Anka to trzy przyjaciółki w wieku, który zbiorczo można określić 25 +. Każda jest inna, każda ma swoje plany i marzenia, z którymi wchodzi w nowy rok i które z całą stanowczością i determinacją zamierza wcielić w życie. Ale plany mają to do siebie, że podczas gdy one pozostają na jednej płaszczyźnie to często przecinana jest ona przez życie w sposób którego nie można się spodziewać, są weryfikowane i podlegają modyfikacjom i fluktuacjom w zależności od okoliczności. Brzmi banalnie? Być może, ale nie da się zaprzeczyć że to prawda, a nasze bohaterki czeka zderzenie z rzeczywistością. Bolesne, ale jednak trzeba wziąć pod uwagę, że mają swoiste "spadochrony" w postaci swoich aniołów stróżów, którzy często załamują ręce nad ich postępowaniem, ale wiernie towarzyszą na każdym kroku, chronią, pouczają.

Powieść jest pisana tak lekko, sympatycznie i wciągająco, ze nawet nie wiem kiedy dotarłam do zakończenia. Razem z bohaterkami zwiedziłam Paryż, Berlin i kilka polskich wiosek, zaczęłam w styczniu, skończyłam w grudniu, rozwinęłam się literacko, plastycznie i społecznie. Bo prawda jest taka, że wraz z rozwojem postaci i w toku lektury sama się nieco zmieniłam. Może to kwestia tego, że książka pisana była przez 3 lata ( zdecydowanie nie jest to tempo Remigiusza Mroza), ale widać że każde słowo, gest i wątek był dokładnie zaplanowany i przemyślany. Mam wrażenie, że sama nieco zmieniłam się podczas lektury - nauczyłam się, że są rzeczy ważne i ważniejsze, że warto kierować się swoim kompasem wartości, dostrzegać to co kryje się pod powierzchnią i doceniać tych, którzy są z nami zawsze, niezależnie od okoliczności. Przede wszystkim jednak - że należy wykorzystywać okazje, które daje nam życie. A może to los? Albo może to nasz anioł stróż? Pokrzepiająca jest myśl, że nie jesteśmy sami, że ktoś nad nami czuwa, prawda?

Ogromny plus dla autorki za imiona aniołów, choć przyznam szczerze że dopiero po kilkunastu stronach zorientowałam  się jaki przyjęła sposób ich tworzenia. Tutaj zdecydowanie mamy do czynienia z kreatywnością. Aż sama zaczęłam się głowić jakim mianem mogłabym ochrzcić własnego "patrona". 


Autorka nie boi się poruszać tematów trudnych- zdrady i zagubienia, samotności i porażek. Są to drobne okruchy, ale to przecież z nich składa się życie. Dodatkowo mamy tez wątek relacji starszego mężczyzny i młodej kobiety (15 lat różnicy!), postrzegania ich przez otoczenie, obaw, trosk i nadziei związanych z tym uczuciem. 


Postacie aniołów tez są bardzo dobrze skonstruowane, wyraźnie podkreślone zostaje, że nawet te niebiańskie istoty często są zagubione, zasmucone, zdesperowane, ale nigdy, nigdy nie przestają się starać. Ich determinacja jest naprawdę pokrzepiająca. 

Powieść odpowiada na ważne pytanie : Jak żyć? Czym się kierować? Jak szukać swojej drogi. Rodzi nadzieję i optymizm, daje tego przysłowiowego "kopa do działania" i pozwala bardzo przyjemnie spędzić czas. Niezależnie więc od tego czy zdecydujecie się sięgnąć po nią w maju czy w październiku to zdecydowanie WARTO. 

Polecam wszystkim ze szczególnym uwzględnieniem młodych i wrażliwych osób, które czują się zagubione w rzeczywistości lub nią przytłoczone. Gwarantuję, że Zuza, Anka i Matylda pokażą wam, że z humorem i drobną pomocą z góry można poradzić sobie ze wszystkim. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...