piątek, 31 marca 2017

zapach czekolady

Ku przestrodze: czekolada to coś więcej niż tylko kakao i cukier :P


                                          Uwielbiam ksiazki, które
źródło: https://www.smaczajama.pl/pl/p/
Czekolada-pitna-Boston-Ciock-1kg/496
w jakiś sposób nawiązują do tematów kulinarnych o czym mozna sie przekonać przeglądając moje posty ( na przyklad tutaj). Bo dobra ksiązka - jest jak dobry deser. Pozostawia po sobie uczucie slodyczy, błogości. A czasem takze nutkę goryczy, ostry lub kwaskowaty posmak. 


Zapach czekolady...
Hmmm.
Niestety, mam wrażenie, że akurat ta czekolada była "gorzka", a nie mleczna.

źródło
Akcja powieści osadzona jest w XIX Wiedniu. Cudowne czasy, wspaniałe mozliwości opisu. Moim zdaniem niestety nie wykorzystane w pełni. Autor książki jest Niemcem i może dlatego lepiej przedstawiały sie te fragmenty, w których to własnie tam przebywa nasz bohater. Bo miasto, które miało byc główną areną niestety opisał kiepsko. Brak było zaznaczenia jakie znajdują się tam zabytki, charakterystyczne miejsca, nie oddał dobrze klimatu panującego w stolicy Austrii. Własciwie - i mówię to z bólem - jedyne na czym się w tym zakresie skupił to charakterystyka kawiarni i manufaktury czekolady należacej do wuja głównego bohatera. I to zrobił rzeczywiście dobrze. Sensualizm ( o którym pisałam tutaj) w pełni ! Niemal natychmiast obudziło się we mnie skojarzenie z "Lalką" Prusa (jedną z moich ulubionych lektur) i opisem sklepu Wokulskiego. Albo ze Sklepami Cynamonowymi Schulza (chociaż tam nie było mowy o produktach spożywczych tylko materiałach). Także tutaj rzeczywiście autorowi się udało i za to plus. Ale jednak czegoś zabrakło.

Co do wątku miłosnego - zanim przeczytałam tę ksiązkę myslałam że to G.Musso pozostanie dla mnie mistrzem gmatwania sytuacji bohaterów w takim układzie.
No cóż, pomyliłam się.
źródło
Spokojny August i szalona Elena, którą możnaby ochrzcić innym imieniem "pojawiam się i znikam". Raz jest, raz jej nie ma. Niby go kocha, ale od niego ucieka. 
Były oficer przesyła jej tony najlepszych czekoladek (takie typowe myslenie panów, ze kobieta zawsze "poleci" na słodycze), a ona wodzi go za nos.

Do pewnego momentu przypominało to typowy, nowomodny romans, ale scena w jeziorze jakoś wymknęła się autorowi z ram koncepcyjnych. No bo o co chodzi? Pływaja w jeziorze (oczywiście w romantycznej burzy), oboje w stanie szaleństwa, a potem ona gdzieś ginie. Oczywiście nigdy nie odnaleziono ciała Eleny....
I august związał się z młodą spokojną panną, która była w jego otoczeniu.
Niby klasyk, ale trochę przerysowany.


żródło
Podsumowując - książka jest krótka i czyta się ją całkiem nieźle, ale wbrew wszystkiemu arcydziełem nie jest i nie będzie. Ewald Arenz podążał w niej trasą, która przetarło już przed nim wielu autorów i lepiej byłoby dla niego gdyby się jej trzymał a nie próbował dokładać jakieś dramatyczne wątki, które czasem trąciły komizmem i groteską. 
Do przeczytania, ale niekoniecznie do zapamiętania. Zapach czekolady jako "deser" pozostaje tylko tabliczką czekolady, ale nigdy nie zamieni sie we włoskie tiramisu :P

środa, 29 marca 2017

Nie samym słowem człowiek żyje. Jak literatura łączy się z innymi rodzajami sztuki.

sensualizm część 1 - Brunon Schulz

Kiedy jeszcze byłam w liceum niemal wszyscy w klasie dziwili się jakim cudem mogę czuć choćby cień sympatii do tego autora?
Przeciez jego opowiadania, jego twórczość jest taka, że można przy niej zasnąć!

No to odpowiadam, ze rzeczywiście - mozna. I w tym cały sekret i urok. 

 Moim skromnym zdaniem, cały sens twórczości Schulza zasadza sie na tym, że jako sensualista z taką wprawą oddaje nam opisy choćby ciepłego letniego popołudnia, że niemal natychmiast odczuwamy jego atmosferę. A co jest przyjemniejszego niż drzemka na świezym powietrzu. Od razu tez kojarzy mi się obraz Seurata "niedzielne popołudnie...." Czujecie klimat?

źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki
/Niedzielne_popo%C5%82udnie_na_wyspie_Grande_Jatte#
/media/File:Georges_Seurat_031.jpg

Przechodnie, brodząc w złocie, mieli oczy zmrużone od żaru, jakby zalepione miodem, a podciągnięta górna warga odsłaniała im dziąsła i zęby. I wszyscy brodzący w tym dniu złocistym mieli ów grymas skwaru, jak gdyby słońce nałożyło swym wyznawcom jedną i tę samą maskę - złotą maskę bractwa słonecznego

- cytat ze "Sklepów cynamonowych"






Mamy też u Schulza nieco inny opis krajobrazu:

Wtedy barwy schodziły o oktawę głębiej, pokój napełniał 
się cieniem, jakby pogrążony w światło głębi morskiej, 
jeszcze mętnej odbity w zielonych zwierciadłach, a cały 
upał dnia oddychał na stroach, lekko falujących od marzeń 
południowej godziny.


Jak zawsze znajdzie się i obraz, który pasuje do opisu. Proszę państwa - Monet - "Impresja.Wschód słońca".
*I tak, wiem że w opisie było o zachodzie, ale co tam*


źródło: http://www.dziennikparyski.com/2014/09/claude-monet-impresja-wschod-sonca-i.html

Poza tym, skoro już mowa o wiośnie to przytoczyć jeszcze wypada inny fragment "Sklepów cynamonowych". Aż ślinka cieknie kiedy się czyta:

"Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca - lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku; morele, w których miąższu złotym był rdzeń długich popołudni(...)" 

I tutaj także obrazu dopełniają... no cóż, obrazy. Daleko zresztą szukać nie trzeba. Wystarczy wpisać jedno hasło w wyszukiwarkę. Ale dla mnie do tego fragmentu pasuje taki:
źródło grafiki: http://ernestwithaiku.blox.pl/2013/08/Martwa-natura.html
                      

Skoro owoce, rośliny, no to także i kwiaty.  Może ten opis będzie nieco mniej optymistyczno - słodki, ale nie da sie zaprzeczyć, że uruchamia u człowieka wyobraźnię:

źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/
S%C5%82oneczniki_(obrazy_Vincenta_van_Gogha)







Ogromny słonecznik, wydźwignięty na potężnej łodydze i chory na elephantiasis, czekał w żółtej żałobie ostatnich, smutnych dni żywota, uginając się pod przerostem potwornej korpulencji.

- no i jaki inny obraz mogłam wybrać jako dopełnienie całości niż tylko "Słoneczniki" van Gogha?











A na sam koniec, w ramach motywacji - miejmy nadzieję, że juz wkrótce pogoda się ustabilizuje i czekają nas same ciepłe dni <a nie deszcz, który dzisiaj wywołał u mnie przeziębienie> opis lipca <wakacje wkrótce!>

W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszołamiających dni letnich. Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacji, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie słodki do omdlenia miąższ złotych gruszek.
                         
            cytat ponownie ze "sklepów cynamonowych"
obraz natomiast to wiekszości chyba znane "Babie lato" Józefa Chełmońskiego
źródło: http://eszkola.pl/jezyk-polski/babie-lato-1317.html

impresji - tak w malarstwie jak i w literaturze- rzeczywiście nie trzeba kochać. Ale nie da się zaprzeczyć, ze coś w niej jest :)



BONUS!

Pamiętajcie, żeby mimo wszystko, mimo błogiej aury, która nie będzie sprzyjała koncentracji nie dać się rozproszyć. Kiedy dusza fuwa wysoko łatwo przegapić to co mamy przed nosem. Musimy, stety lub nie, funkcjonować w rzeczywistości.
Porzucając patetyczny ton - w zamyśleniu nie wejdźcie czasem pod samochód, albo rower <których coraz wiecej>, bo rowerzyści jeżdżący ze słuchawkami i muzyką na full mogą nie zauważyć was pierwsi :P

obraz J.Brueghela i P.Rubensa, GArden of Eden
źródło: http://4.bp.blogspot.com/
-TSz-5Z6my_E/UyDeDU5L5aI/AAAAAAAAJBU/fTcarQN0Xes/s1600/
Brueghel+Jan__de_Oude_en_Peter_Paul_Rubens+-+Adam+and+Eve.jpg

Tam, gdzie mapa kraju staje się już bardzo południowa, 
płowa od słońca, pociemniała i spalona od pogód lata, 
jak gruszka dojrzała – tam leży ona,
 jak kot w słońcu – ta wybrana kraina, 
ta prowincja osobliwa, to miasto jedyne na świecie.
- Republika marzeń- Schulz, oczywiście.





A jakie są wasze opinie? Dajcie znać w komentarzach!



niedziela, 26 marca 2017

WIOSNA LOVE PT.2

Stacja jedenaście "i tak wszyscy umrzemy"

(czy tego już gdzies nie było?)


Gdyby ktoś mnie zapytał dlaczego sięgnęłam akurat po tę książkę, powiedziałabym że był to skutek mojej pomyłki.
Przeglądałam swoje półki na lubimyczytac.pl, a ona tam po prostu była. 


Była, bo została dodana w błędnym przekonaniu, ze jest to jedna z książek, która Barack Obama uznał za jedną z ważniejszych jaką przeczytał.
Dopiero po tym jak ją skończyłam okazało się, że coś pomieszałam.....

Czy żałuję że ją przeczytałam?
W sumie, to ciężko mi powiedzieć.....

Scenariusz końca cywilizacji jaką znamy przerabiany był już w tylu ilościach opcji i wersji, ze nie wydaje mi się, aby wizja w tej ksiażce była jakoś szczególnie oryginalna. W pewnym momencie miałam wrażenie, jakbym czytała "Blackout" Elsberga < a tej ksiązki nie byłam w stanie domęczyć>.

Z tą dobrnęłam do końca, ale niejako wbrew sobie.....

Trochę brakowało mi retrospektywy. Autorka powieści w rzeczywistości nie napisała bowiem dokładnie skąd wziął się wirus, jak postępowała choroba. Ograniczyła się w tym zakresie do kilku krótkich wzmianek. Choroba - epidemia-śmierć - zagłada<uuuuu!>
 Być może był to zabieg celowy, ale tak jak napisałam już wyżej - obraz życia PO katastrofie jest już trochę oklepany. Ciekawiej byłoby się skupić na tym co było wcześniej . W końcu kto wie czy ludzkość w obliczu obecnych problemów społeczeno-politycznych nie zmierza właśnie w tym kierunku? Dobrze byłoby wiedzieć czy ktoś uważa tak samo czy tylko ja wpadam w paranoję. No i jak inni widzą ewentualne przygotowania na taką ewentualność :P

To co natomiast zdecydowanie uważam za plus to ukazanie jak wielki wpływ może mieć jeden człowiek na życie wielu innych. Mimo iż mamy do czynienia z całym katalogiem postaci to cała opowieść oparta jest de facto na jednym bohaterze - Arturze. To od niego wszystko się zaczyna i tak naprawdę na nim wszystko się kończy. Bohater, który sam nie zdawał sobie sprawy na życie ilu osób miał wpływ, z tego, że jego działania, wybory oddziaływały na innych. Kiedy natomiast zdał sobie z tego sprawę okazało się, że jest już za późno  < czy to też nie brzmi jakoś znajomo?>

Odwołując się jeszcze do tytułu. Wziął się od bohatera komiksu stworzonego przez jedną z bohaterek powieści - DOCTORA JEDENAŚCIE <!> mieszkajacego właśnie na tejże stacji - swoistej "bazie" po katastrofie. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam w tekście te dwa słowa nie mogłam się oprzeć wyobrażeniu pewnej błękitnej budki telefonicznej z uroczym, choć nieco nieokrzesanym kosmitą w muszce <cool!> w środku. <Wzywam wszystkich Whovian! Basiclly, run!>. Poza tym - ten błękitny kolor na okładce.....

Plusik za cytat z Miłosza na początku :) Nie ma to jak odwołać się do literackich autorytetów. Chociaż w tym wypadku autorka nie podołała. Ale kto może podołać NASZEMU poecie? :)

Jedna myśl, jaka mnie jeszcze naszła. Widzę małą nieścisłość. Dlaczego autorka zdecydowała się na "stację", które to słowo <+ zdjęcie okładkowe> nieodmiennie kojarzy sie  z pociągami skoro akcja w dużej mierze rozgrywa się na lotnisku? Może lepszy byłby "terminal"?

Także tego.
Książka średnia. Nie porywa ani tematyką ani stylistyką, ani specjalną kreatywnością. Za to przynajmniej jak wspomniany już Blackout nie ma niemal 800 stron < gdzie po 300 czytelnik  zasypia z nudów>

P.S. Zdjęcia pochodzą z nastepujących źródeł: 
  • https://letterpile.com/books/5-quotes-from-Station-Eleven-that-showcase-a-delicate-take-on-the-dystopian-theme
  • https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/fc/87/1d/fc871d52f4ac1f63739ed1efbc926e19.jpg
  • http://flavorwire.com/489116/a-love-letter-to-the-modern-world-on-emily-st-john-mandels-station-eleven
  • http://www.drawinghowtodraw.com/stepbystepdrawinglessons/2011/08/how-to-draw-tardis-from-doctor-who-with-easy-two-point-perspective-techniques/


piątek, 24 marca 2017

wiosna love :)

wiosna love :)

Niemal każdy blogowy wpis jaki ostatnio napotykam na swojej drodze dotyczy umiłowania wiosny.
Słońce wyszło zza chmur, zrobiło się nieco cieplej i nagle wszyscy stali się milsi i weselsi. Wczoraj nawet jedna z moich <nie>ulubionych bibliotekarek była jakaś serdeczniejsza.

O ile wiosna i ciepełko mnie cieszy to nie jestem
specjalnie zwolenniczką podejścia : nowy sezon, nowa ja.
Po prostu nie :)
To tak jak z pierwszym stycznia - od początku każdego roku
ludzi ogarnia jakiś szał planowania i postanowień, o których
zapominają po 2 tygodniach, góra po miesiącu.

Osobiście twierdzę że lepiej działać metodycznie. Realizować swoje plany krok po kroku.

Co do wiosny jednak - trzeba z niej rzeczywiście korzystać. Z tego miejsca wszytskich książkomaniaków namawiam zatem, aby przenieśli się w plener. Rowerek, rolki albo kijki do nordic walkingu, kocyk, lektura, cud-miód. Nie od dziś wiemy gdzie wszystkie Disneyowskie księżniczki napotykały swoich wybranków <małe nawiązanie do Pięknej i Bestii i Belli pochłaniającej książki w czasie spaceru>. Nie zamykamy okien, nie opuszczamy rolet, nie zakrywamy się po czubek głowy. To zostawiamy na jesień w komplecie z termosem.
Bo chociaż propozycja ucieczki od świata zawsze jest dla mnie kusząca to jednak kiedy na dworze temperatura przekracza te kilka stopni na plusie jakoś nie mogę się skoncentrować. Nosi mnie po prostu. Gdyby  jednak ktoś jeszcze miał opory to zamieszczam w poście kilka zdjęć z sezonu wiosenno-letniego z ostatniego roku :) (i nie wyrażam zgody na kopiowanie i rozpowszechnianie, bo zdjęcia są autorskie).


Wesołej wiosny!


czwartek, 23 marca 2017

Kilka sygnałów niechybnie nadchodzącego weekendu.


Kilka sygnałów niechybnie nadchodzącego weekendu.

tak generalnie to mój tydzień pracy kończy się w czwartek.
Przynajmniej na razie. Ale nie potrwa to już długo. "Beztroskie" życie studenckie kiedyś się kończy.
No, ale póki co - czwartek.
Co oznacza, że piątek mogę spędzić śpiąc do południa.
Mogę. 
Jasne, pewnie.
Ale nie widzę powodu dla którego miałabym to robić.
kiedy w czwartek późnym popołudniem wracam do domu to generalnie robi się mały problem. Bo najczęściej nie mogę otworzyć drzwi do pokoju. Tarasują je bowiem torby z książkami znoszone przez cały tydzień, którymi raczę się przez weekend. Nareszcie mam czas!

 Zamiast więc spać do południa albo gapić się na seriale <które swoją drogą też uwielbiam, ale na nie raczej zarywam noce - IRON FIST, MARVEL ŻĄDZI> korzystam z tego, że nikogo nie ma w domu i przy dobrym napoju, własnoręcznie przygotowanym delektuję się słowami.


 No i oczywiście trzeba pamiętać, że weekend spędzony bez mruczącego czterołapa gdzieś w okolicy jest weekendem straconym. Zwłaszcza, że mamy marzec - niby wiosna,  a w rzeczywistości plucha i deszcz. Kici, kici!

piątek, 17 marca 2017

Co robię kiedy nie czytam?

Co robię kiedy nie czytam?


Długo mnie nie było, bo sesja skutecznie zrobiła ze mnie no-life'a, ale przetrwałam <z pozytywnym rezultatem> i wracam!
No więc < tak, wiem że nie zaczyna się zdania od więc> jeśli tylko nie wyżywam się artystycznie poprzez literaturę to preferuję inny sposób twórczości  :)
Domownicy zawsze się cieszą jak mają coś dobrego w moim wykonaniu - raz na słodko, raz na słono, raz na konkretnie, raz na przegryzkę.

Jakość zdjęcia może nie powala, ale w końcu to nie jest blog kulinarny ani fotograficzny. Mój telefon i tak służy głównie do czytania na nim książek a nie robienia zdjęć, także tego.....
A potem wracam do słowa pisanego. Przy okazji - ostatnio trafiłam na fajną książkę w tym zakresie - "Literatura od kuchni" B.Deptuła. Połączenie dwóch moich pasji :D :D Może niedługo coś na ten temat napiszę.
A tutaj tarta z zeszłego tygodnia. Inspirowana przepisem z "Przepisów na miłość i zbrodnię" Tzw. melktert. Zarówno książka jak i ciasto palce lizać. Chociaż dołożenie jabłek to już była moja wariacja na temat porcji zdrowia :D



Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...