piątek, 22 czerwca 2018

Przedwakacyjne życiowe wnioski płynące z literatury i filmów.

Im więcej oglądam filmów o wybitnych ludziach i nietuzinkowych postaciach, zarówno tych rzeczywistych (patrz: „Bogowie”) jak i istniejących tylko na kartach opowieści (patrz: „Piekło pocztowe”)  tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że sekret ich niezwykłości przejawiał się przede wszystkim w tym że nie bali się ryzykować.

Pomimo iż na szali stawiali nieczęsto całe swoje życie, reputację, to co znane i przez to „bezpieczne” robili krok do przodu. Przeciągali granicę tego co możliwe, działali, parli do przodu w przekonaniu, że to co robią jest słuszne. Nie bali się odejść od szacownych, znanych sposobów postępowania, utartych schematów. 


Jeszcze kilkanaście lat temu takich ludzi uważano za „wariatów”, „szaleńców”. Obecnie, w dobie rozwoju technologicznego, wiedzy dostępnej na wyciągnięcie ręki, nieograniczonych możliwości, funkcjonowania w rzeczywistości, w której trzeba walczyć o swoje miejsce nikogo to już nie dziwi. Ba! Każdy chciałby wpaść na rewolucyjny pomysł, rozreklamować się, zaistnieć. Konieczne jest to, aby znaleźć swoje miejsce, czy to przy użyciu głowy, rąk, nóg, łokci czy innych części ciała. Ten „tłok” i „przepełnienie” rynku przywodzi mi na myśl obrazki z „boxing day” i wyścigu po zakupy. Trzeba jak najszybciej „dorwać się” do najlepszego towaru, dynamicznie reagować na zmiany, śledzić to co dzieje się wokół, jakie są trendy i co robią inni. A przy tym nie tracić z oczu własnego celu.

Warunkiem niezbędnym stania się wybitnym (co oczywiście nie jest tożsame z pojęciem „znanym”) jest czerpanie satysfakcji z tego co się robi. Obecnie stan ten nazywa się „flow”. Człowiek zapomina o jedzeniu, spaniu, otaczającym go świecie i zatraca się całkowicie w wykonywanej czynności. W ten sposób dochodzi do mentalnego resetu. Godziny upływają niepostrzeżenie, a dana osoba oczyszcza się wewnętrznie.



To wewnętrzne  poczucie sprawczości, stawanie na przekór niedowiarkom, przeciwnościom, pokonywanie barykad to stuprocentowa esencja szczęścia.

Osobiście uważam, że każdy z nas ma w sobie żyłkę twórczą, nawet jeśli chodzi tylko o mycie lodówki albo gotowanie obiadu. Można przecież wskazać na konkretne przykłady kiedy to nawet sprzątanie staje się dochodowe. 

I chociaż w tym natłoku myśli, influencerów, bloggerów, opinii, komentarzy i szaleństwa łatwo się pogubić jedno jest pewne – daleko zajść można tylko z pasją, bo bez niej życie jest szare, nudne i przewidywalne.

Świat daje możliwości, z których musimy korzystać. Pierwszym i niezbędnym krokiem jaki należy w tym celu wykonać jest określenie siebie, tego kim jestem, gdzie jestem i czy chcę tu być. Może to zająć godzinę, tydzień albo miesiąc ale nigdy nie jest to czas zmarnowany. Nie można szczęśliwie żyć jeśli nie ma się celu, jeśli nie wie się po co wstaje się rano, jeśli snuje się całymi dniami z poczuciem nieszczęścia i bezsensu.

Weź wiec oddech.
Oceń czego chcesz dla siebie.
I wtedy działaj.
Gwarantuję – z własnego doświadczenia – że poczujesz się o wiele, wiele lepiej. 

Życzę wszystkim udanych wakacji, spędzonych w satysfakcjonujący, rozwijający sposób :) 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...