Wszystkie pory uczuć. Lato.
Magdalena Majcher
Lato. Uczucia. Miłość.
Te słowa bez żadnych wątpliwości
przywodzą na myśl same pozytywne skojarzenia – ciepło, promienie słońca na
twarzy, radość, beztroskę….
Ostatnia cześć cyklu Magdaleny
Majcher „wszystkie pory uczuć” zrywa z tym schematem i porusza trudny temat
późnego macierzyństwa oraz baby blues.
Głowna bohaterka, Joanna ma 39
lat i właśnie zachodzi w ciążę. Pierwszą ciążę. Z radością i niecierpliwością
oczekuje narodzin pierwszego dziecka, kompletuje wyprawkę, edukuje swojego partnera
w zakresie rozmiarów pieluch. Planuje jak będzie dbać o swoje dziecko, ze
starannością sprawdza szpitale i kliniki w których można rodzić siłami natury….
Jest pełna radości i optymizmu.
Życie jednak ma inne plany, które
stoją w przeszłości z tym co ułożyła sobie w głowie.
Po pierwsze, okazuje się , że jej
potomek już od samego początku musiał postawić na swoim przyjmując złą pozycję
do porodu naturalnego. W efekcie, konieczne było cesarskie cięcie. Pierwszy
cios. Kolejnym były problemy z karmieniem, więc konieczne było korzystanie z
butelek i mleka modyfikowanego. Kolejne dni zamiast radości i szczęścia
przynoszą bohaterce tylko rozczarowanie i niechęć do samej siebie. Bo jak można
nie kochać własnego dziecka? Wszystkie młode matki kochają dzieci. „Co jest ze
mną nie tak” – zastanawia się główna bohaterka.
Z początku nikt nie widzi co
dzieje się z Asią aż do momentu, w którym o mały włos nie dochodzi do tragedii.
Temat baby blues nie jest
właściwie niczym nowym, ale żeby dobrze poruszyć ten problem trzeba mieć nieco
rozeznania. Nie jestem matką, nie mam jeszcze nawet 30 lat, ale sposób w jaki
Magdalena Majcher prowadziła narrację powieści zdecydowanie do mnie przemówił. Bohaterkę
pokazano z dwóch perspektyw – zewnętrznej w której kreowała siebie na dobra, troskliwą opiekunkę dziecka oraz wewnętrzną – ukazano jej rozterki,
zniechęcenie, które się nie uwidaczniało. Dobrze opisano niezrozumienie matki
przez partnera, rodzinę, otoczenie. Tylko jak mieli ją zrozumieć skoro o niczym
nie mówiła. Problem depresji poporodowej został tutaj ujęty w nieco szerszy sposób,
bo pokazano nie tylko depresyjny
element macierzyństwa, ale też sposób w jaki przekłada się to na całe życie –
kiepskie relacje z najbliższymi, utratę świadomości
własnego ciała i poczucia, że należy ono do mnie. Depresja ma bowiem szeroki
zakres i przebieg. I bez profesjonalnej pomocy człowiek nie jest w stanie sobie
poradzić. Nawet jednak profesjonalista nie będzie w stanie nic poradzić jeśli
nie mamy wsparcia w rodzinie i przede wszystkim – w sobie. Głównej bohaterce
powieści na szczęście się udało, ale można się tylko domyślać ile jest w naszym
kraju matek, które zostają z problemem same.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz