wtorek, 19 lutego 2019

Jaki owoc jest twoim ulubionym? Na dzisiejszy deser proponuję "cudze jabłka".

"Cudze jabłka"

Agnieszka Krakowiak-Kondracka


Przyznam szczerze, że autorka tej powieści nie była mi znana. Jej nazwisko nigdy nie obiło mi się o uszy", nie pojawiło na żadnym forum książkowym, na fejsbukowej grupie czy w wyszukiwarce Google. Seria "z fasonem" też nie brzmiała znajomo (dodam tylko że w jej ramach dwie powieści napisała bardziej popularna Agnieszka Olejnik)
Przyciągnęła mnie okładka.
Trylogia autorstwa Agnieszki Krakowiak-Kondrackiej stała sobie na półce w bibliotece i skupiła na sobie mój wzrok niczym zielono-pomarańczowo- czerwona tęcza. Nie będę się przecież opierać. Szkoda że limit książek na karcie pozwolił mi wypożyczyć tylko dwie, ale już niedługo, niedługo...…..

"Cudze jabłka" to powieść o Marku, Ewie i ich nastoletniej córce - Poli. Rodzina, którą można określić dobrze sytuowaną. On jest architektem, ona panią domu. Prowadzą życie o którym wielu może pomarzyć - duży dom, zagraniczne wakacje, dobra pensja męża. żyć nie umierać. Wszystko zmienia się o 180 stopni po wyjeździe do Grecji, kiedy to okazuje się że zagraniczny kontrahent oszukał głównego bohatera i zamiast zarobku piętrzy się przed nim stos długów i zobowiązań. Od tej pory wszystko wydaje się toczyć po równi pochyłej w dół. Powoli zaczyna brakować funduszy, konieczne jest dopasowywanie się do nowych okoliczności. O ile dorosłym przychodzi to z trudem, o tyle nastoletnia Pola w ogóle nie może zrozumieć co dzieje się w jej rodzinie. Pomimo że jej rodzice walczą o to, aby utrzymać swoją relację na tym samym poziomie zaangażowania w ostatecznym rozrachunku ojciec wyprowadza się z domu. Matka, która chce zapewnić córce najlepsze warunki, w tym możliwość rozwoju jej kariery pływackiej unosi się tym samym honorem i podejmuje pracę w hotelu. Ukrywa tylko, że zatrudniła się jako..... sprzątaczka.

Z opisu - nic specjalnie wielkiego. Ot, kolejna historia małżeństwa w kryzysie, który ostatecznie zostaje przezwyciężony. Niektórzy autorzy mają jednak dar, który prostą codzienną historię pozwala tak zaczarować, że po prostu wciąga. O tym, że literatura ma nam dawać nadzieję i wiarę na przyszłość pisałam już pryz okazji recenzji powieści "W promieniach szczęścia". "Cudze jabłka" zdecydowanie spełniają to kryterium. Dobrze tez ukazana jest przemiana głównej bohaterki z nieco niezorientowanej małej dziewczynki, która do tej pory funkcjonowała tylko przy mężu, poprzez sprzątaczkę, dla której ten rodzaj pracy jest hańbą, aż po kobietę, która wykształca sobie własną wartość i walczy o siebie i rodzinę.

Na docenienie zasługuje także dobre ujęcie reakcji jedenastoletniej Poli. Z jednej strony nie rozumie ona zachowania swoich rodziców (którzy maja przed sobą tajemnice, wśród których pojawiają się nieporozumienia, niedomówienia), a z drugiej - czuje i wie więcej niż można spodziewać się po tak młodej osobie. Jak sama mówi w jednym z cytatów - dorasta. Co więcej, dzieje się to na każdej kolejnej karcie powieści.
Rozwój bohaterów jest tym samym wyraźnie widoczny.

W tej historii nieco mniej jest panów. Oczywiście, mamy męża głównej bohaterki, partnera jej przyjaciółki oraz...… Wiktora, ale główną role pełnią kobiety. Może to nieco feministyczne, ale w ostatecznym rozrachunku wychodzi na dobre. Bardzo doceniam tez to, że autorka nie starała się za wszelką cenę wprowadzić do powieści wątku romansu. Relacja Ewy oraz Wiktora pozostaje na płaszczyźnie czysto przyjacielskiej, choć pewnie dla części czytelników kuszące byłoby kilka scen. Otwarcie mówię  - nie doczekacie się ich - i bardzo dobrze.

Spodobało mi się opisanie rzeczywistości hotelu. Jest wiele filmów, które pokazują jak wśród luksusów funkcjonują pokojówki, menedżerowie, zarząd, ale mało kto decyduje się na zejście na niziny (oczywiście nie mam tu na celu obrażania kogokolwiek), bo to zawsze ryzykowne i można narazić się na zarzuty dyskryminacji. Autorka tymczasem opisuje rzeczywistość tej grupy z wyczuciem i wyważeniem, nie szczędząc jednak rzeczywistych opisów zachowania gości, w tym ich agresji wobec obsługi czy nieco stereotypowego rujnowania pokoi. Poza tym, to nie miał być przecież reportaż o funkcjonowaniu sprzątaczek tylko powieść obyczajowa.

Zabrakło mi nieco jakiegoś momentu kulminacyjnego. Nie chodzi oczywiście o spektakularne fajerwerki, ale czegoś co nadałoby tej okładkowej zieleni nieco więcej szmaragdowego blasku. Tymczasem historia jest po prostu.... dobra.
Pewnie też taka miała być.
W końcu pokazuje życie, a ono jest przede wszystkim prawdziwe. Nie czarne. Nie białe. Są w nim pozytywne i negatywne emocje, ale dla większości z nas jest po prostu przeciętne. I to ukazuje książka - codzienne funkcjonowanie, śmiech, łzy, radość, smutek. Bez większych emocji, szoków czy wymuszonej fabuły. Tutaj nikt nie pakuje walizek i nie decyduje się z dnia na dzień na weekendowy wypad na ośmiotysięcznik ( o tym: tutaj)  :D :D

1 komentarz:

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...