czwartek, 12 października 2017

JAKOŚĆ vs ILOŚĆ

Bądźmy szczerzy - żyjemy w świecie, w którym często ważniejsze to żeby mieć dużo, niezależnie od tego jakiej jakości są posiadane przez nas rzeczy. Mimo wyjątków, zasada nadal pozostaje ta sama. Tyczy się to wszystkiego zaczynając od przedmiotów materialnych, a kończąc na natłoku informacji. Świat wymusza na nas szybkie tempo życia, dotrzymywanie kroku i bycie na bieżąco. Ilość, ilość, ilość. Sama często czuję się przez to jakby przygniotła mnie góra (lodowa), bo mimo tego iż właściwie ciągle coś robię mam wrażenie że nie jest to wystarczająco.

To samo tyczy się książek.

Czy jako czytelnicy (albo nawet jako nie-czytelnicy, osoby postronne) nie macie czasem wrażenia, że to co autorzy opisują na 700-800 stronach zmieściłoby się równie dobrze na 400? Nie odbierając oczywiście walorów artystyczno-literackich żadnej powieści zapraszam jednak na krótki, subiektywny przegląd najgrubszych powieści z jakimi miałam okazję się zapoznać.

1.Jaume Cabre, Wyznaję, Cień eunucha
Książki Cabre to dla mnie arcydzieła. Rzeczywiście są długie i zdecydowanie nie należą do kategorii powieści, które czyta się w jeden wieczór, ale pozwalają w 100% oderwać się od rzeczywistości i skłaniają do refleksji.
Recenzja Wyznaję - tutaj





2. Marc Elsberg, Blackout
Nie zdzierżyłam. Zamiast  przejść do rzeczy Elsbeg rozpisuje się i rozpływa nad szczegółami....
Może "Helisa" bardziej mnie wciągnie.


3. Hanya Yanagihara, Małe życie
Cudo! Nie powiem - trochę czasu zabrało mi zanim się w nią wciągnęłam, pewnie ze względu na to, że z początku mało w niej dialogów, a przeważają opisy, ale później szło jak z płatka i te 800 stron połknęłam zaledwie w kilka dni. Ucierpiał tylko nieco mój kręgosłup, bo miałam w torbie nieco więcej "towaru" :)  





4. Carlos Ruiz Zafon, Labirynt Duchów
Oczywiście na liście "do przeczytania" niezależnie od tego czy książka Zafona na 300 czy 800 stron.




5. Donna Tartt, Szczygieł, Tajemna historia
Interesujące, angażujące, poruszające. Chociaż w przeciwieństwie do Cabre tutaj miałam wrażenie, że trochę w pewnych momentach przedłużane na siłę. 





6. James Frey, Endgame
Też nie zdzierżyłam. Ale tutaj raczej ze względu na ilość tych wzorów, kabały, cyfr i ciągów, które dla przeciętnego czytelnika nie mają znaczenia, a po iluś-set stronach zaczynają drażnić.

A wy jakie książki dodalibyście do zestawienia? Czekam na wasze opinie w komentarzach.

2 komentarze:

  1. Przede wszystkim wszystkie książki Kena Folletta, którego uwielbiam i czytam z zapartym tchem. I "To" Kinga, ale ta akurat pozycja jest momentami przedłużana na siłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. noooo.... follet rzeczywiście się tu klasyfikuje. Przeczytałam co prawda tylko "Filary Ziemi", ale przymierzam się do kolejnych. Kinga nie czytałam - mówiąc szczerze średnio przepadam za jego książkami :P chociaż może w epoce nagonki medialnej na tę pozycję tez ulegnę :P

      Usuń

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...