poniedziałek, 29 października 2018

Bo czasem przygoda czeka tuż za rogiem, a największa "podróż (jest) na sto stóp"

Podróż na sto stóp.

Richard C.Morais 


Książkowa historia Hassana Haji to jeden z tych przykładów dla których najpierw należy sięgać po powieść, a dopiero później po film. Dość nietypowo, tym razem odwróciłam tę kolejność i niestety, nie wyszło to na korzyść pierwowzorowi literackiemu.

Odniosłam wrażenie, że te dwie wersje opowiadają różne historie, luźno tylko ze sobą powiązane. Ponieważ jednak recenzja dotyczy książki, to na niej się skupię.

Hassan, główny bohater na skutek tragicznych wydarzeń w jego życiu zmuszony jest do opuszczenia rodzinnej miejscowości w Indiach i wraz z rodziną przybywa do Francji. Tutaj, kultywując tradycję jego ojciec otwiera restaurację w której serwowane są tradycyjne indyjskie potrawy (z silnym naciskiem na CURRY). Nie w smak jednak jest to wszystkim rdzennym mieszkańcom. Naprzeciwko "knajpy" rodziny Hassanów niejaka madame Mallory prowadzi swoją restaurację, zupełnie odmienną w stylu, wyrafinowaną oraz elegancką, wyróżniona gwiazdkami Michelina.

Między tymi dwiema kulturami rozpoczyna się rywalizacja, która stopniowo przybiera na sile, aż do momentu, w którym dzięki głównemu bohaterowi dochodzi do odkrycia, ze w rzeczywistości więcej ich łączy niż dzieli.

Pierwsze kilkanaście stron powieści jest trudne. Opis indyjskiego środowiska, kultury i specyficznego stylu bycia, posługiwanie się regionalnymi nazwami dań i używanie slangu mają na celu wprowadzenie czytelnika w klimat historii, ale z drugiej strony sprawiają, ze trzeba się dość mocno skupić na treści, żeby nie zgubić żadnego z istotnych elementów. To może nieco zniechęcać, ale warto czytać dalej, bo zasadnicza cześć historii, mająca miejsce w Lumiere, nabiera przez to wartości. W ten sposób łatwiej zauważyć różnice miedzy imigrantami oraz lokalną ludnością, ich odmienne podejście do życia, wartości. Nieświadomie w ten sposób czytelnik dokonuje tez wyboru strony, z którą utożsamia się bardziej. Dopiero po czasie zauważa, że nie są one tak znaczne jak można by się spodziewać.

Co więcej, książka lepiej niż film pokazuje rozwój i ewolucję bohaterów w czasie. Mimo iż Madame Mallory w powieści jest zdecydowanie bardziej "oschła",  a twierdzę nawet, ze kreowana jest na "wariatkę", paradoksalnie nadaje jej to bardziej ludzki charakter. Czy nie taka właśnie powinna być kobieta w biznesie? Twarda, oschła, szalona, ale także z pasją, zacięciem i zapałem? To czego mi zabrakło w książce to brak skupienia się na bohaterach pobocznych. Moim zdaniem lepiej mógł być rozbudowany wątek szefa kuchni Jeana-Pierre oraz relacja pomiędzy Hassanem a Margaret. Tymczasem doszło do urwania tego wątku i skupieniu się wyłącznie na postaci Hassana. Z rytmu wybija tez nieco "skakanie" pomiędzy różnymi miejscami, nagromadzenie postaci, które miały wpływ na życie głównego bohatera. Rozumiem, że autor chciał w ten sposób pokazać jak długą i skomplikowaną drogę przeszedł szef kuchni, ale przecież ciągłe zmiany nie są korzystne - ani  w życiu ani w literaturze, więc wprowadza to niepotrzebne komplikacje.

Z plusów, na docenienie zasługuje dobre opisanie dań, bo przecież jest to element kluczowy powieści kulinarnej. Autor robi to z dużym wyczuciem, tak że na samo brzmienie niektórych nazw ślinka napływa do ust (Ach! Jaką miałam ochotę na omlet!). Jak wspomniałam wyżej, dobrze że posługuje się w tym zakresie lokalnymi "nieprzetłumaczalnymi" nazwami, bo one najlepiej oddają klimat i charakter kuchni różnych kultur. Dodatkowo, na korzyść poczytuję także odejście od nieco cukierkowego wizerunku życia jaki mamy w filmie. W książce autor nie unika trudnych tematów - nie waha się uśmiercać bohaterów, poruszać wątek problemów finansowych, samobójstwa, trudności dnia codziennego, rozpadu więzi międzyludzkich. To pozwala na lepsze utożsamienie się z bohaterami.

Książkę oceniam na jakieś 7/10 punktów. Jest dobra, ale czegoś w niej zabrakło. Być może, ale tylko być może, mój odbiór byłby nieco inny gdyby w pierwszej kolejności nie przyciągnął mnie film (swoją drogą polecony przez Joannę Pachlę z bloga wyrwane z kontekstu). Nie dane mi będzie sprawdzić, ale Wam, drodzy czytelnicy, polecam najpierw książkę, a później film. Dajcie znać czy macie odmienne od moich uczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...