poniedziałek, 15 października 2018

czy "Kirke" rzeczywiście zaczarowała?

Mitologia w wydaniu klasycznym.

"Kirke" Madeline Miler

 
Od zawsze uwielbiałam mitologię. Miłość zaczęła się od Parandowskiego, poprzez Kubiaka aż do Olimpiady z kultury i mitologii antycznej,  w której brałam udział w Liceum. Żadna historia, która chociażby leżała na półce obok publikacji odnoszącej się do wierzeń Greków, Rzymian czy Skandynawów nie była mi obojętna. Z przyjemnością sięgałam przy tym zarówno po wersje "klasyczne" jak i te nieco bardziej współczesne (patrz: seria o Percym Jacksonie).

Nie powinno więc nikogo dziwić, że kiedy na rynku wydawniczym pojawiła się "Kirke" wzbudziła moje duże zainteresowanie. 
 
Minimalistyczna okładka, bez zbędnych obrazków, ale w przyciągającym kolorze wzrok zapowiadała dobrą, konkretną historię i nie zawiodła. 

Autorka umiejętnie dokonała splotu wydarzeń i postaci mitologicznych oraz własnej inwencji twórczej oraz wyobraźni. Osoba, która nie jest zaznajomiona z wierzeniami Greków nie jest w stanie dokonać rozgraniczenia tych dwóch światów. Oczywiście takie imiona jak "Penelopa", "Ariadna", "Jazon" z pewnością znane są każdemu, jednak koligacje rodzinne jakie tworzy Miller są tak spójne, ze ciężko uwierzyć, ze nie znajdują oparcia w rzeczywistości. Każdy fragment powieści jest spójny z resztą dzięki czemu składa się ona na wyraźny, malowniczy obraz. Sugestywne są także opisy, dzięki którym w  trakcie lektury rzeczywiście można się przenieść na wyspę i razem z bohaterką przeżywać męki zesłania, zbierać rośliny, warzyć napary i tworzyć magiczne mikstury. 

Pomimo iż powieść ma ponad 400 stron czyta się ją błyskawicznie. Bardzo podoba mi się też pomysł, aby główna postacią historii uczynić czarownicę Kirke nad którą nikt do tej pory się nie pochylał. Istniała o niej tylko mała wzmianka w kontekście "Odysei" oraz tułaczki Odyseusza. Ukazano ją tam jednak jako nieco samolubną, może trochę szaloną. Madeline Miller skupiła się na "ludzkim" aspekcie czarownicy - jej samotności, rozterkach wewnętrznych, zmaganiach z życiem, przeciwnościami i samotnością. Pokazała jej życie od podszewki i pomimo iż Kirke jest przecież boginią, każdy z nas może odnaleźć w niej fragment siebie. 

Moim zdaniem powieść znajduje się w połowie na skali pomiędzy mitologią "fantastyczną", w której autor tworzy nową historię, tylko luźno nawiązując do postaci bogów i herosów oddając ster głownie swojej wyobraźni oraz mitologią "klasyczna" pisaną antycznym językiem i trochę nieprzystępną. Jeśli zatem nie jesteś już dzieckiem, ale masz ochotę zapoznać się z wierzeniami "południowców"
szczerze polecam tę pozycję. Zdecydowanie uprzyjemnia czas.

3 komentarze:

  1. Ja niestety nie mogłam przebrnąć przez jej początek. Jakoś mnie nie zachwyciła :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak muszę kupić, zaczarowała mnie okładka, ale jakoś pomysł kupienia tej książki odłożyłam na bok, bo przecież tyle innych leży na stosiku "do przeczytania" ;) Ale po Twojej recenzji, kolejna będzie "Kirke" :)
    Pozdrawiam zaczytanie
    Gaba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo się ciesze, że cię zachęciłam :) dla takich komentarzy warto pisać recenzje :)
      zapraszam do częstszych odwiedzin na blogu

      Usuń

Zmiany, zmiany.....

I wtedy przyszedł maj..... Długo nie było mnie na blogu i kiedy spojrzałam na datę ostatniego wpisu szczerze mówiąc nieco się przestra...